wtorek, 17 maja 2016

I trymestr ciąży: objawy i dolegliwości



Szczęśliwie udało mi się przetrwać owiany złą sławą I trymestr ciąży. Postanowiłam więc krótko podsumować najważniejsze doświadczenia ostatnich 12 tygodni.

Nie będę ukrywać, że informacja o ciąży trochę nas zaskoczyła. Z drugiej strony świadomie zdecydowaliśmy się odstawić wszystkie zabezpieczenia, więc nie ma mowy o wpadce. Bardziej byliśmy zdziwieni, że to już. Dookoła coraz więcej par ma problemy z zajściem w ciążę, również w naszym najbliższym otoczeniu, przyjęliśmy więc, że i my będziemy musieli uzbroić się w cierpliwość. Natura postanowiła jednak inaczej.

Pierwsze objawy

Nie zwróciły szczególnie mojej uwagi. Zdecydowanie łączyłam je ze zbliżającym się okresem.
  1. Ból piersi – zdarzał się co miesiąc, więc nie było to dla mnie nic nowego. Tym razem ból był  jednak silniejszy. Piersi nabrzmiały i bolały przy każdym dotyku. Zdecydowanie pomagały masaże P. J
  2. Ból podbrzusza – typowe dla nadchodzącej miesiączki chwilowe mocne skurcze.
  3. Ogólne złe samopoczucie – w tym okresie regularnie i dość intensywnie ćwiczyłam. Nie zauważyłam spadku formy, jednak szybciej kładłam się spać. Miałam również wahania nastrojów i musiałam bardziej zmuszać się do ruszenie się z kanapy.
  4. Zwiększony apetyt – również  nie wzbudził moich podejrzeń. Typowy dla  stanów przedoresowych, zwłaszcza jeśli chodzi o dużą ochotę na słodkości.

Choroba

Po dwóch tygodniach oczekiwania na okres dopadło mnie choróbsko. I rozłożyło totalnie na łopatki. Najpierw zatoki, potem gardło i oskrzela. Tydzień wycięty z życiorysu. Faszerowałam się tabletkami, siedziałam w domu, a P. dbał o mnie, dostarczając ciepłych herbat z cytryną i pożywnych zup. Traf chciał, że zbliżały się święta i planowaliśmy wyjazd autem do Polski. To była jedna z najcięższych eskapad w moim życiu. Bolała mnie głowa i plecy, chciało mi się ciągle spać, ale nie mogłam zasnąć przez wiecznie zaschnięte usta i problemy z oddychaniem. Do tego pojawiły się napady mdłości. W końcu jednak udało mi się przetrwać 20 długich godzin, podczas których pojawiły się jednak pierwsze wątpliwości. Kolejny tydzień bez okresu z utrzymującymi się dolegliwościami nasunął myśl „a może to…?”. Dojeżdżając na miejsce wstąpiliśmy do apteki po dwa testy, tak na wszelki wypadek.

Potwierdzenie

W sobotę przed śniadaniem wielkanocnym zrobiłam pierwszy test. Od razu czytelne i mocne dwie kreski. No ładnie. Co działo się w mojej głowie to temat na oddzielny post. Szybko podzieliłam się nowiną z P. Był zaskoczony, ale jednocześnie zadowolony i podekscytowany. Na moje pytanie „I co to będzie?”, padła prosta odpowiedź „Będzie dobrze!” Następnego dnia kolejny test i kolejne potwierdzenie. Mieliśmy niezłego newsa na świąteczny poranek dla moich rodziców.

Kolejne tygodnie – dolegliwości

Odnotowałam kilka dolegliwości, które dały mi się we znaki w tym okresie.
  1. Mdłości. Święta upłynęły mi pod znakiem powrotu do zdrowia, podekscytowania nowinami i… mdłościami. Pojawiały się przez cały dzień z różnym natężeniem. Nie odebrały mi jednak apetytu, zwłaszcza, że po zjedzeniu czegoś, malały. Miały mi jednak towarzyszyć przez następne kilka tygodni. Szczęśliwie – przez cały I trymestr nie wymiotowałam.
  2. Senność – przytłaczająca, nie do powstrzymania. Drzemki w trakcie dnia, zwłaszcza w 5 tygodniu, były koniecznością. Normą stało się również zasypianie ok. godz. 21:30 + pełna troski pomoc P. w transporcie mnie –  rozespanej i  nieprzytomnej – do sypialni.
  3. Niepohamowany głód – mimo pojawiających się nudności potrzeba jedzenia, która pojawiła się ok. 5 tygodnia przerażała mnie. Dosłownie co dwie godziny czułam mocne ssanie w żołądku. Jeśli nic nie zjadłam, było mi niedobrze. Nie pomagały małe porcje typu banan, jabłko, jogurt, picie herbaty, wody itd. Musiałam się porządnie najeść.
  4. Zachcianki – nie jadłam wprawdzie ogórków z dżemem, ale czasami moje zachcianki samą mnie zaskakiwały. Jednego dnia miałam niepohamowaną ochotę zjeść cały talerz warzyw, by przez kolejne dni jeść głównie jajka w majonezie, a następnie śledzie w śmietanie czy jabłka. Do tego słodkości, ciasta i ciasteczka, lody. Zupy, makarony, dużo jasnego pieczywa. Moja walka z zachciankami była bezskuteczna. Niestety przy takim apetycie i porcjach – szybko przybrałam na wadze dobre kilka kilogramów, choć norma to ok. 1,5 kg. Zaprzestałam też intensywnych ćwiczeń 5-6 razy w tygodniu, przesiadając się na rower i wykonując statyczne ćwiczenia wzmacniające (niesystematycznie).
  5. Wstręt – zwłaszcza do kawy, którą wcześniej piłam codziennie. W I trymestrze sam jej zapach wywoływał mdłości. Nie do wytrzymania stał się też dym papierosowy, czy zapach osób, które palą.
  6. Wyostrzony węch – szczególnie na brzydkie zapachy, np. pot, wyziewy z ust ;), ale co ciekawe – nie mogłam znieść również zapachu gotowanego gulaszu, własnych i cudzych perfum, niektórych kwiatów.
  7. Niezaspokojone pragnienie – ostatnie dwa tygodnie I trymestru to niekończące się uczucie suchości w gardle. Nic nie pomagało – mogłam wypić kilka litrów wody, a i tak wciąż miałam wrażenie, że najadłam się soli, a w ustach mam Saharę.
  8. Usiusiu – również pod koniec I trymestru łazienkę musiałam odwiedzać znacznie częściej. Uciążliwe było to zwłaszcza w nocy. Jednak i tak nie było źle – wiem, że inne kobiety na nocne eskapady udają się 5-6 razy, a ja zwykle tylko raz.

Każda inna

Na koniec jeszcze kilka słów na temat objawów i dolegliwości. W Internecie znajdziecie obszerne artykuły na ten temat. Prawda jest jednak taka, że każda z nas jest inna i inaczej będzie przechodzić ciążę. Mnie też się wydawało, że będę wymiotować jak kot, tracić na wadze, płakać i śmiać się naprzemiennie i spać całymi dniami. Nic z tego. Podsumowując te 12 tygodni, z wyjątkiem okresu choroby, czułam się całkiem nieźle, byłam w dobrym nastroju, a moja burza hormonów i pochłanianie różnych pokarmów zaowocowało kilkoma kilogramami. Czy to źle? Nie. Tak właśnie musiało być. Teraz, gdy zaczynam II trymestr, zmieniają się potrzeby. Wracam co ćwiczeń, odstawiam całkowicie słodycze, zmniejszam porcje. Teraz jest to możliwe. Teraz spokojnie daję radę. Nie sugerujcie się więc innymi, słuchajcie własnego ciała, bo ono wie najlepiej, czego potrzebuje w danym momencie. 

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...